Mały książę
Przeczytałam w święta „Małego księcia”, bo generalnie pamiętałam z grubsza historię ale chciałam po latach sobie temat odświeżyć. Tego nauczył mnie nasz polonista, genialny chyba Jacek Chmielewski. Taki niby zwykły nauczyciel z liceum a czuliśmy wspólny flow. No byłam jedną z niewielu co czytała i lektury i wiele więcej 😂.
Jakie wrażenia?
Przyznam, że pod względem literackim…słabe. Nie zachwyciło mnie pióro. Odwiedziny na planetach trąciły przypowieściami z kazań na mszy.
Ale postanowiłam go oswoić tak, jak on oswoił lisa.
Co z tego wyszło. Chłopiec, dbający o to co posiada. Potrafiący zapobiegać niż płakać nad rozlanym mlekiem a właściwie lawą. Kij sugeruje też podróż. Jego i moją choć muszę przyznać, że pierwotnie miały być to grabie 😂. To miniatura malarska.
A że zrobiłam fotki udowadniające to o to on:
A teraz spać. Jutro logopeda i proza życia, więc pędzle dopiero nocą.












Komentarze
Prześlij komentarz