Malarski cug
No i zaczęło się.
Mam tak za każdym razem gdy wyciągam oleje. No nie mogę przestać. Muszę się wysycić. A co gorsza, dwa lata przerwy i czuję się jak dziecko we mgle. Niby się tego nie zapomina, niby jak jazda na rowerze a tu często i gęsto klops.
Jak zaczęłam pierwszy „zimę” to musiałam mu dać prawie dokumentnie wyschnąć by naprawić babole. Finalnie na szczęście wybrnęłam i jestem zadowolona bardzo, choć malowanie z fot ewidentnie upośledza mą kreatywność. No trza pokazać autorowi zdjęcia, bo maluję za zgodą zawsze. I jak trzeb pokazać to człek tak mało zmian dopuszcza. Pewnie to moje fiksum dyrdum 😅
Na żywo ma więcej kontrastu ale przy fotach obrazów wolę nie grzebać i są sate.
Zanim mogłam go skończyć to uznałam, że ogarnę rozgrzebany przed dwoma latami obraz ze świnką. No i tu ze 3 razy poległam. Zmywałam normalnie całą warstwę farby 🙈. Nadal nie skończony ale na wkurzu zamieniłam go na impresje i teraz mimo, że nie skończony to mi się podoba. Pewnie w przeciwieństwie do innych, bo mało jest miłośników mojego dziwacznego surrealizmu 😂. No cóż, mi przy tym cyklu wyobraźnia lata, testuję nowe faktury i formy, to taką wolność, kocham 🤷🏻♀️
„Zima” nadal nie schła więc namalowałam alla prima trzeci. Jednak muszę go minimalnie jeszcze poprawić ale bardzo z niego jestem zadowolona. Ma genialny klimat. Rozważam nieco laserunku, zobaczymy. Najważniejsze to babola poprawić, którego dopiero dziś dostrzegłam.
No i naszkicowałam latającą krowę
Ale jej nie tykałam, może jutro skoro podsycha temat bardziej podobający się jak mniemam szerszej publice:
Się nie czepiać bo to powijaki póki co.
A impresje i cykl: powidoki leżą i kwiczą. O rękodziele czy dekoracjach nie wspomnę, bo przeca każdą wolną chwilę poświęcam Zu lub malowaniu 🤷🏻♀️.







Komentarze
Prześlij komentarz