Kto rano wstaje…
Ten w południe zalicza zgon. No położyło mnie do 19. Zwlekłam się ogarnąć pranie i obiad. Obiad rósł mi w paszczy więc wróciłam do poziomu. Pózniej z Jolą dotkałyśmy wianek glamour i to by było na tyle z dokonań.
Kompletnie nie mam sobie tego za złe, choć wkurza mnie nic nie robienie. Organizmu nie da się oszukać.
Co prawda do 11 sporo popracowałam no i od 19 do 23 ale jak na moje możliwości to bardzo mało. Choć jak liczę to 8godz intensywnej pracy 😂. Nic to, idę spać.
Tym razem po kąpieli, zamiast 5th avenue prysnęłam się resztką zrobionych przez siebie perfum. Zasnę otulona paczulą i innymi mszystymi, ciepłymi ale nie słodkimi jak landryna olejkami. Co prawda Miły pierwsze samoróbne skwitował: pachniesz kompostem a kolejne: lepsze, trochę jak wars… ale mi się podobają a mi ciężko z perfumami dogodzić i tak od 19 rż ciągle ta Elizabeth Arden 🤣
Spadam spać, liczę na efektywny poranek skoro chyba się już wyśpię z nawiązką 🤣
Foty stare z bobikiem, moim zbyt krótko ukochanym piesełem. Ot coś klikłam że mi googlową galerię otworzyło, zamiast folder zdjęć z tel.






Komentarze
Prześlij komentarz